Od kilku dni zabieram się za pisanie relacji z wakacji na Cyprze i wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu żeby się tym zająć.
Nasze wakacje zaczęły się 26 czerwca popołudniu. Pojechaliśmy na lotnisko w Dublinie, żeby odstawić autko na długoterminowy parking i odlecieć w siną dal. Na lotnisku wszystko przebiegło sprawnie i parę minut po 19-tej byliśmy już w powietrzu zmierzając w kierunku Londynu. Na lotnisko Gatwick dotarliśmy około 21-szej, oddaliśmy bagaże do przechowalni, poszliśmy na małe zakupy a potem na kawę i coś na ciepło. Lot do Pafos na Cyprze mieliśmy dopiero o 7 rano, w związku z tym czekało nas sporo czekania. Niestety tak to bywa, gdy się człowiek przesiada. Tak wyglądała moja ulubiona pozycja podczas długich godzin oczekiwania:

O godzinie 3 nad ranem rozpoczęto odprawę. Oczywiście nie obeszło się bez kłopotów. Okazało się, że przewoźnik tak rygorystycznie liczy kg w bagażu podręcznym, że musieliśmy przepakowywać torby. Wiem jedno, – jeśli nie będę musiała nie polecę więcej z T. Cookiem gdyż 15 kg bagażu głównego i 5 kg bagażu podręcznego to stanowczo za mało przy ich cenach. W każdym bądź razie udało się nam odprawić bagaż i dotrzeć do samolotu, po drodze oczywiście robiąc spore zakupy w strefie wolnocłowej. Samolot był opóźniony, ale z tego, co zauważyliśmy ogólnie samoloty tych linii nagminnie się spóźniają.
Lot był w miarę ok., aczkolwiek pod koniec miałam niesamowite mdłości a lądowanie przyjęłam z niesamowitą ulgą. Cypr przywitał nas gorącym powietrzem i gwarem. Droga do hotelu zajęła nam około 2 h. Hotel był przyjemny, choć w stosunku do ubiegłorocznego hotelu na Ibizie prezentował niższy standard (ona mają 3 gwiazdki). Dostaliśmy pokój na najwyższym 5 piętrze, niestety zaraz pod wentylatorami dla całego hotelu, przez co w pokoju było dość głośno. Widok z balkonu był cudowny, choć siedzenie na balkonie nam nie groziło. Na wysokości 5 piętra wiatry były na tyle silne, że popielniczka jeździła po całym balkonie.
To widzieliśmy z naszego balkonu:


Naprzeciw głównego wejścia do hotelu znajdował się sztuczny mini wodospad z oczkiem wodnym. Niestety za całe 2 tygodnie ani razu nie widziałam płynącej tamtędy wody.

Pierwszego wieczoru po kolacji szybko poszliśmy spać. Zmęczeni prawie 24 godzinami w drodze padliśmy bardzo szybko. Niedzielę spędziliśmy prawie całą przy basenie bądź w pokoju.
Pierwsza nasza wyprawa do starego miasta w Limassol nastąpiła w poniedziałkowy poranek. Przeszliśmy się starym miastem, zwiedziliśmy średniowieczny zamek, w którym ślub brał Ryszard Lwie Serce i Brengaria. Niestety kaplica, w której nastąpił ich ślub nie istnieje. Obecnie w zamku mieści się Cypryjskie Muzeum Średniowiecza. Zameczek jest mały, ale bardzo przyjazny. We wnętrzu nie wolno robić zdjęć, lecz nadrobiliśmy to na dachu budynku, z którego widać większą część Limassol.



]

W Limassol zauroczyły nas uliczki w okolicach zamku oraz nadmorska promenada.



Cdn.